adresy banków nic nie dają

20 maja
12:00 2009

Mam konta w w kilku bankach. Wszystko załatwiam w nich online. Ewentualna wycieczka do placówki do droga przez mękę. Wyrwanie się z pracy, przejazd przez miasto, szukanie parkingu, kolejki w banku, a na koniec pracownik i tak nic nie pomoże. Nie zapisuję więc adresów banków, bo i tak do niczego mi nie posłużą.

Mam konto w PEKAO SA. Muszę czasami zajrzeć do oddziału bo załatwienie sprawy w tym banku bywa bez tego nie możliwe. Nie mają zcentralizowanego systemu i dodatkowo z reguły muszę iść do mojej macierzystej placówki, bo z innej się nie da. Inaczej zamknięcie szeredu spraw jest po prostu nie możliwe. Ponieważ tak a nie inaczej układa się współpraca z tym bankiem ograniczyłem aktywności z nim związane niemal do zera. Obsługuję tam tylko kredyt studencki, bo muszę. A reszta po prostu się dzieje. Upps! Przypomniało mi się, że powiniem zamkąć płatne konto w tym banku. Postanowiłem je utrzymywać, bo rzekomo ubezpieczenie z nim związane miało przynosić mi jakieś korzyści. Fakty okazały się jednak z goła inne. Ubezpieczenie faktycznie jest martwe – próba skorzystania z niego skończyła się niepowodzeniem. A comiesięczne opłaty ponosić trzeba. Muszę więc je zamknąć.

Mam też konto w banku pierwotnie  stricte internetowym – mBanku. I tutaj jest lepiej z obsługą, przynajmniej dopóki nie pojawiają się kwestie odbiegające od stosowanych standardowo przez bank procedur. Zmiany limitów, danych, haseł i tego typu wszystkich rzeczy odbywają się albo z poziomu rachunku, albo za pośrednictwem internetu, albo korespondencyjnie. Znajomość adresu banku, wizyta w placówce rzadko jest potrzebna. I o to właśnie chodzi. Nie mam czasu na wiszenie w kolejkach.

Przesłanką poniższego postu jest tylko to, że korzystanie ze standardowych usług bankowych nie powinno nieść za sobą konieczności każdorazowego odwiedzania banku. Oczywiście konsultacje, negocjacje, doradztwo to zupełnie odmienne kwestie. Rzekłbym, że nie mówimy wtedy już o uniwersalnej, podstawowej bankowości, tylko raczej o jej inwestycyjnej odmianie. Ale to już zupełnie inna historia.